Poki co mam czas pisac wiec pisze :) Jeszcze odczuwamy zmiane czasu i calodzienna podroz dlatego wszyscy wstajemy srednio wyspani :/ Jest bardzo goraco. Jakos przelknelismy sniadanie ;) Nawet nie bylo zle. Zdecydowalismy sie na wycieczke po Bombayu z przewodnikiem, ktory dorwal nas wczoraj. Przekonujacy byl :) jak widac. Najciekawsze, jak nam sie zdaje, bo skad mamy wiedziec, miejsca Bombayu widziane od srodka i z okna samochodu. Miejska pralnia. Zamiast pralek kamienne bloki ulozone w boksy, gdzie stoja mezczyzni i piora. Nie do wiary, ze oni wcfiaz uzywaja zelazek na wegiel. Pralnia w samym centrum tak jakby dzielnicy. Niesamowite jak ludzie zyja. W jakiej biedzie i prostocie. I brudzie... Przechadzamy sie, robimy troszke zdjec i jedziemy dalej. Oglodamy ogrody, promenade Quenn Neckless, biurowce na Narimon Point i odwiedzamy ducha Gandhiego w jedo dawnym domu. Upal niesamowity. Nie tyle upal co dusznosc. Konczymy wycieczke pod hostelem i zegnamy sie z przewodnikiem, oczywiscie zostawiajac napiwek ;) Poleca nam knajpke z europejskim jedzeniem. Tam tez idziemy. I znalazlam recepte na moje kulinarne przetrwanie w Indiach - chinszczyzna. Iscie europejskie ;) Ale niewazne. Wazne, ze dobre. Leniwie spedzamy czas przy kilku piwkach i idziemy w miasto. O 23 mamy pociag do Mangaon (Margao). Jutro chcemy byc w Goa. Na plazy :)