hej wszystkim. troszke mnie zawialo wirem wrazen. nie bylo jakos okazji pisac. co sie lucka czepiacie ? :P nie wiem nawet co pisal ale chyba nie bylo az tak niezrozumiale!? ;) chcial was w sowackim podszkolic, alescie uparci. w kazdym razie koniec koncow dostalismy sie do jaisalmer - malego, przytulnego, turystycznego miasteczka przy granicy pakistanskiej, ostatniego przystanku przed wylotem z Delhi. swietne miejsce. czuje sie jak w samym sercu starego dworu. mieszkamy w malym rodzinnym hoteliku w centrum starego fortu. najwyzej polozone miejsce. na dachu wiekszosci "greckich" domkow restauracje, ukryte nie wiadomo gdzie i pojawiajace sie nie wiedziec skad, kafejki internetowe, sklepiki jubilerskie i klepiska wrozek. wszystko zbite w wielki rozciagniety na powierzchni fortu, dach miasta. choc wielu turystow (takze Hindusow), i sporo ludzi, jest zacisznie i rozkosznie. niewiele jest do roboty. mozna sie szwedac godzinami robiac zdjecia i poddajac sie namowom ulicznych sprzedawcow do wejscia i TYLKO obejrzenia zawartosci ich sklepikow. jutro wybieramy sie na pustynne safari. mam nadzije, ze bedzie wesolo. a jak nie, to chociaz nam dupska zmarzna noca na piaskowych wydmach ;) do przeczytania :) cmok este ja coz nema juz sil lozit po sklepoch ale tesi ma ze safari tam kde jutro jedzeme nema sklepov teraz jade na vysnivane pivko a spat papa Lucek